sobota, 14 października 2017

Od Lisanny Do Roxy

Patrzyłam z niedowierzaniem na moją córkę.
- Gdzieś ty była dziecko? - Warknęłam.
- Nie złość się mamo...Nic mi nie jest! - Powiedziała przebierając nerwowo łapami.
- Niechaj ci będzie. Porozmawiamy o tym później gdyż na razie mam dla ciebie bardzo ważną wiadomość, ale nie myśl sobie iż odpuszczę ci tę rozmowę. - Powiedziałam ostro, a Roxy pokiwała głową i wbiła wzrok w panele. - Był u nas Victorious.
- Nasz szaman? - Wtrąciła Roxy.
- Tak. - Zgromiłam ją wzrokiem na co uśmiechnęła się przepraszająco. - Powiedział, że jesteś już duża i możesz mieć własne mieszkanie...Dlatego możesz wybrać czy chcesz mieszkać tutaj w jednym z mieszkań, czy chcesz zamieszkać w tych domkach w ogromnych drzewach. To twój wybór. - Powiedziałam. Roxy wyglądała na zdziwioną, a po chwili na jej twarzy pojawił się wyraz zamyślenia.
- To...Ciężki wybór... - Mruknęła.
- Owszem. - Westchnęłam. - Ale jesteś już dorosła i uważam, że Victorious ma rację. Powinnaś rozpocząć samodzielne życie. - Wymamrotałam.
- Mogę się dłużej zastanowić? - Zapytała. Pokiwałam głową, zgadzając się. Roxy mruknęła coś pod nosem i powędrowała do swojego pokoju. Westchnęłam jeszcze głośniej kiedy usłyszałam huk, a po chwili moją córkę wołającą ''Nic mi nie jest! Nic mi nie jest! Ah! Durna podłoga! Poślizgnęłam się!''. Roxy zawsze potrafiła ładować się w kłopoty, ale mimo wszystko na pewno chciała zacząć już życie na własną łapę, no bo w końcu jest już dorosła. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Jak ona sobie poradzi? Powędrowałam do salonu i sięgnęłam po jedną z książek, którą niedawno zaczęłam czytać. Następnie usadowiłam się wygodnie w fotelu i zagłębiłam się w lekturze.
 __________________________________     ______________________________________

Rano wstałam z łóżka i zrobiłam to co zwykle. Posprzątałam dom i ugotowałam śniadanie. W jadalni wspólnej gotowano bardzo dobrze, ale Roxy czasem miała ochotę na różne inne rzeczy, które gotowałam jej kiedy była jeszcze naprawdę bardzo malutka. Podskoczyłam aż kiedy nagle usłyszałam huk i głos mojej córki. Po chwili weszła do małej kuchni pocierając czoło łapą.
- Co znowu sobie zrobiłaś? - Westchnęłam zrezygnowana.
- Nic...Byłam zaspana i przywaliłam w szafkę. - Burknęła i wskoczyła na krzesło.
- Jedz i idziemy na spotkanie z szamanem.
- Z szamanem? - Zdziwiła się.
- Tak. Szaman chciałby usłyszeć twoją odpowiedź, a następnie zaprowadzić cię do twojego nowego domu. - Wyjaśniłam.
- No ok. W sumie to już się zdecydowałam. - Powiedziała i wyszczerzyła się do mnie. Pokiwałam głową na znak iż zrozumiałam i usiadłam na przeciw córki. Kiedy skończyłyśmy jeść wyszłyśmy z domu w przyjaznej atmosferze. Vic czekał na nas na łące na której się z nim umówiłam i tak jak mówił szukał jakichś roślin rosnących na terenie tego klanu. Kiedy nas zobaczył uśmiechnął się i ciepło nas przywitał.
- A więc podjęłaś już decyzję? - Zapytał.
- Tak! - Odparła entuzjastycznie.
- A więc? - Spojrzał na moją córkę i uśmiechnął się do niej delikatnie.


Roxy? Wybacz, że tak długo :/

Etykiety:

wtorek, 19 września 2017

Noc Siewu

Wszystkie koty zgodnie ucichły, słuchając liderki. Rozglądałem się na boki, obserwując przerażone jak i zdeterminowane koty. Uśmiechałem się na samą myśl, że ja też byłem tam tylko w jednym celu. ZDOBYCIA ODŁAMU. -...Do jaskinie wchodzi...- Rosalie rozejrzała się z uśmiechem na pyszczku, a jej wzrok na dłużej zatrzymał się na mojej osobie.- Tetsuya. Wszystkie koty przeniosły na mnie spojrzenie, a ja nic sobie z tego nie robiąc luźnym krokiem podążyłem do liderki. -Powodzenia.- posłała w moją stronę przyjazny uśmiech i wskazała drogę do jaskini. -Dzięki, na pewno się przyda.- odwzajemniłem jej uśmiech i ruszyłem we wskazanym kierunku. Po jaskini krzątał się Victorious rozkładając swoje przedmioty. Gdy mnie zauważył, również uprzejmie się uśmiechnął i skinął głową na pięknie błyszczące kamienie z wyrytymi znakami odłamów. Niepewnie spojrzałem na Victoriousa i położyłem łapę na jednym z nich. W pierwszej sekundzie nic się nie działo i przerażony spojrzałem na szamana, a potem znów na wzór. Czy to znaczyło, że nie jestem godzien zdobycia odłamu? Szybko pokręciłem głową i pewniej przycisnąłem łapę do kamienia, co podziałało i przeszył mnie okropny ból. Moje mięśnie na zmianę napinały się i rozluźniały, oczy paliły niemiłosiernie, więc szybko nimi mrugałem. Rozdzierający ból przeszył również moje skronie i straciłem przytomność... Chyba? ~~~ Wstałem rozglądając po okolicy w której się znajdowałem. Nie mogłem sobie przypomnieć czy kiedykolwiek wcześniej tu przebywałem, ale okolica zdawała się być znajoma. Była to ogromna arena, przypominająca jedną z tych na której odbywały się walki gladiatorskie. Spróbowałem przywołać swoje ogniki, lecz te nie miały zamiaru powstać mi z pomocą. Było to dla mnie nie lada zaskoczeniem, ponieważ nigdy wcześniej mnie nie zawodziły. Zdenerwowany wydałem z siebie bliżej nieokreślony dźwięk i rozejrzałem się w poszukiwaniu wyjścia. Mój wzrok zatrzymał się na jedynej bramie, która pozwoliłaby mi prawdopodobnie na wydostanie się z tej areny. Energicznie skierowałem swoje kroki przez okryte piaskiem podłoże. Po pierwszych krokach zauważyłem, że piasek drga pod moimi łapami i małe ziarna wzbijają się dość wysoko. Spojrzałem za siebie i grunt zaczął pękać, a następnie zapadać się. -Nie wierzę...- wymamrotałem pod nosem rzucając się w stronę bramy. Biegłem słysząc dźwięk zapadającego się gruntu, który był coraz bliżej i bliżej mnie. Jeszcze raz spróbowałem przywołać swoje ogniki, lecz i tym razem nic z tego nie wyszło. Wzdychając wybiłem się z coraz cięższych łap i skoczyłem w stronę niedaleko znajdującej się bramy. Byłem wystarczająco blisko, aby mieć pewność, że dolecę do upragnionego obecnie miejsca. W miejscu, gdzie jeszcze do niedawna uderzałem łapami o podłoże, została tylko ogromna dziura. Ledwo złapałem się łapami krańca niezniszczonej powierzchni i zwinnie podciągnąłem się. Gdy lekko znudzonym wzrokiem spoglądałem na zniszczenia, usłyszałem donośny kobiecy śmiech dochodzący z ciemnych czeluści ciągnącego się korytarza. -Kim jesteś?!- zawołałem napiętym od złości głosem.- Ujawnij się! Jako odpowiedź usłyszałem tylko kpiące prychnięcie i szybko oddalające się kroki. Warcząc ruszyłem w pościg za oddalającymi się odgłosami zwinnych kroków. Moje łapy z każdym metrem stawały się coraz bardziej zmęczone, a ja zapominałem w jakim celu tam biegnę. Traciłem świadomość tego co się dzieje i co już się stało. -Zatrzymaj się!- zawołałem rozpaczliwie za oddalającą się postacią.- Proszę! Postać zwolniła i gestem ręki wskazała wielką, zniszczoną ścianę. Ledwo mogąc wykonać jakikolwiek ruch, zmęczony podążyłam do stojącej już spokojnie postaci. Kotka była ubrana w piękną, długą suknię wieczorową która błyszczała niczym miliardy gwiazd na niebie. Jej strój pięknie się prezentował, lecz twarz szpeciła wielka blizna rozproszona na całej prawej stronie głowy. Nie czułem obrzydzenia, ale pożądania również nie. Złociste futro było perfekcyjnie wyczesane na drugiej stronie. Kotka spoglądała na mnie ze szczerym uśmiechem na twarzy. -Co tu robisz przybyszu?- zapytała nie odrywając ode mnie hipnotyzującego spojrzenia. -Też się zastanawiam.- podrapałem się po głowie, próbując sobie cokolwiek przypomnieć. -Tetsu... Nie musisz się wstydzić.- odparła podchodząc do mnie i ocierając swoim bokiem o mój.- Jeśli powiesz czego pragniesz, dam Ci to.- zachichotała pod nosem pozostając blisko mnie. -Nie wierz w to co widzisz...- usłyszałem rozchodzący się głos po mojej głowie. -Nie ufam Ci, musisz dać mi dowód swojej mocy.- zawarczałem nieuprzejmie w jej stronę. Kotka wycofała się i kątem oka zauważyłem, jak na jej twarzy uformował się grymas niezadowolenia. -Przecież dasz mi wszystko czego zapragnę...- ciągnąłem temat.- Pragnę, abyś udowodniła mi to co oferujesz. -Dobrze więc... Udowodnię Ci moją moc oraz dam co to czego najbardziej pragnie twój umysł, jeśli zagrasz ze mną w grę trzech śmierci. Lecz ostrzegam Cię, że jeśli Ci się nie powiedzie. Zostaniesz tu ze mną na zawsze i już nigdy nie odzyskasz pamięci. -Kotka odsunęła się ode mnie i chytrze się uśmiechnęła. -Na czym polega ta gra?- zapytałem pewnie, jednocześnie przyjmując wyzwanie. -Musisz podać mi trzy możliwe śmierci, które mogły Ci się przydarzyć. -Jak mogę to niby zrobić, niczego nie pamiętając?- prychnąłem rozdrażniony w jej stronę. -I tu jest haczyk.- odparła odwracając się do mnie plecami.- Masz tylko 6 owoców, które przywrócą malutki urywek twoich wspomnień. Na jedną śmierć radziłabym Ci użyć 2, ponieważ musisz mi podać kto mógłby to zrobić, jak i gdzie. -Czyli mogę się spodziewać, że nie raz życzono mi śmierci.- odparłem twardo. -Możliwe.- kotka nie utrzymywała ze mną kontaktu wzrokowego, co mogło znaczyć że albo kłamie, albo coś ukrywa. -Zacznijmy.- zdeterminowany odparłem. Kotka podsunęła mi pod nos czerwone ziarenka, a ja posłałem jej podejrzliwe spojrzenie. Już miałem wybrać jedno ziarenko, gdy poczułem tępy ból głowy rozdzierający mi skronie. Owoc granatu... Hades... Kotka spoglądała na mnie wyczekująco coraz bardziej się niecierpliwiąc, lecz nie zrobiłem tego na co liczyła. -Chciałaś podać mi owoc granatu, abym już nigdy nie opuścił swojej próby...- mimo narastającego bólu, mówiłem jak maszyna.- Chciałaś poznać czy trzy śmierci? Dobrze.- Kotka spoglądała na mnie przerażona.- Pierwsza byłaby moja matka, która się mnie bała. W domku dziadków. Chciała mnie wrzucić do zamarzniętej rzeki, gdy ćwiczyłem.- zatrzymałem się na chwilkę, po czym znów kontynuowałem.- Drugi był treser kotów z wioski. Tak jak wszyscy bał się mojej rosnącej siły i wiele razy przechodząc obok chatki dziadków zastanawiał się, czy nie byłby w stanie wbić mi ostrza prosto w pierś. -Zgadza się.- odparła skanując moje napięte ciało swoim lekko przerażonym spojrzeniem.- Co z trzecim? -Trzecią.- odparłem poprawiając ją.- Jesteś ty. Chciałaś mi dać owoc, aby moje ciało umarło bez duszy, a ja zostałbym tu uwięziony na zawsze z tobą. -To nie śmierć. -Właśnie, że tak! Moje ciało by umarło przy kamieniach Odłamów, a dusza pozbawiona ciała zaczęłaby się rozsypywać z biegiem czasu. Byłoby to długotrwałe efekty.- spojrzałem na nią wściekle.-Wygrałem, więc zostań moją strażniczą i naucz mnie kontroli nad snami, tak jak obiecałaś. -Jeszcze się spotkamy.- wyszeptała zawiedziona uśmiechając się i popychając mnie w odmęty ciemności. ~~~ -Hej stary, jak nie wstaniesz to będzie klapa...- usłyszałem zmęczony głos Victoriousa. -Chyba jednak dobrze, że mnie budzisz.- uśmiechnąłem się wciąż nie otwierając oczu. -Gratuluję Tetsu.- zaśmiał się szczerze.- Udało Ci się trochę przed czasem. -Chwała ci za to aloesowi!- podnosząc się, zachichotałem. -Amen!- zawołał śmiejąc się.- Jeśli chcesz wiedzieć. Znak odłamu snu masz wypalony na prawym uchu. -Hmmm... Chyba nawet wiem skąd akurat tam..- zaśmiałem się. -Kiedyś może mi opowiesz, a teraz zwiewaj.- Victorious wystawił mi język jak młody kociak, a ja opuściłem jaskinię... UDAŁO MI SIĘ! (Adeline, Okruszku... CHWAŁA ALOESOWI XDDD)

Etykiety:

poniedziałek, 18 września 2017

Noc Siewu

Wszystkie koty zgodnie ucichły, słuchając liderki. Rozglądałem się na boki, obserwując przerażone jak i zdeterminowane koty. Uśmiechałem się na samą myśl, że ja też byłem tam tylko w jednym celu. ZDOBYCIA ODŁAMU. 
-...Do jaskinie wchodzi...- Rosalie rozejrzała się z uśmiechem na pyszczku, a jej wzrok na dłużej zatrzymał się na mojej osobie. 
- Tetsuya. Wszystkie koty przeniosły na mnie spojrzenie, a ja nic sobie z tego nie robiąc luźnym krokiem podążyłem do liderki. 
-Powodzenia.- posłała w moją stronę przyjazny uśmiech i wskazała drogę do jaskini. 
-Dzięki, na pewno się przyda.- odwzajemniłem jej uśmiech i ruszyłem we wskazanym kierunku. Po jaskini krzątał się Victorious rozkładając swoje przedmioty. Gdy mnie zauważył, również uprzejmie się uśmiechnął i skinął głową na pięknie błyszczące kamienie z wyrytymi znakami odłamów. Niepewnie spojrzałem na Victoriousa i położyłem łapę na jednym z nich. W pierwszej sekundzie nic się nie działo i przerażony spojrzałem na szamana, a potem znów na wzór. Czy to znaczyło, że nie jestem godzien zdobycia odłamu? Szybko pokręciłem głową i pewniej przycisnąłem łapę do kamienia, co podziałało i przeszył mnie okropny ból. Moje mięśnie na zmianę napinały się i rozluźniały, oczy paliły niemiłosiernie, więc szybko nimi mrugałem. Rozdzierający ból przeszył również moje skronie i straciłem przytomność... Chyba? 

~~~ 

Wstałem rozglądając po okolicy w której się znajdowałem. Nie mogłem sobie przypomnieć czy kiedykolwiek wcześniej tu przebywałem, ale okolica zdawała się być znajoma. Była to ogromna arena, przypominająca jedną z tych na której odbywały się walki gladiatorskie. Spróbowałem przywołać swoje ogniki, lecz te nie miały zamiaru powstać mi z pomocą. Było to dla mnie nie lada zaskoczeniem, ponieważ nigdy wcześniej mnie nie zawodziły. Zdenerwowany wydałem z siebie bliżej nieokreślony dźwięk i rozejrzałem się w poszukiwaniu wyjścia. Mój wzrok zatrzymał się na jedynej bramie, która pozwoliłaby mi prawdopodobnie na wydostanie się z tej areny. Energicznie skierowałem swoje kroki przez okryte piaskiem podłoże. Po pierwszych krokach zauważyłem, że piasek drga pod moimi łapami i małe ziarna wzbijają się dość wysoko. Spojrzałem za siebie i grunt zaczął pękać, a następnie zapadać się. 
-Nie wierzę...- wymamrotałem pod nosem rzucając się w stronę bramy. Biegłem słysząc dźwięk zapadającego się gruntu, który był coraz bliżej i bliżej mnie. Jeszcze raz spróbowałem przywołać swoje ogniki, lecz i tym razem nic z tego nie wyszło. Wzdychając wybiłem się z coraz cięższych łap i skoczyłem w stronę niedaleko znajdującej się bramy. Byłem wystarczająco blisko, aby mieć pewność, że dolecę do upragnionego obecnie miejsca. W miejscu, gdzie jeszcze do niedawna uderzałem łapami o podłoże, została tylko ogromna dziura. Ledwo złapałem się łapami krańca niezniszczonej powierzchni i zwinnie podciągnąłem się. Gdy lekko znudzonym wzrokiem spoglądałem na zniszczenia, usłyszałem donośny kobiecy śmiech dochodzący z ciemnych czeluści ciągnącego się korytarza. 
-Kim jesteś?!- zawołałem napiętym od złości głosem.- Ujawnij się! Jako odpowiedź usłyszałem tylko kpiące prychnięcie i szybko oddalające się kroki. Warcząc ruszyłem w pościg za oddalającymi się odgłosami zwinnych kroków. Moje łapy z każdym metrem stawały się coraz bardziej zmęczone, a ja zapominałem w jakim celu tam biegnę. Traciłem świadomość tego co się dzieje i co już się stało. 
-Zatrzymaj się!- zawołałem rozpaczliwie za oddalającą się postacią.- Proszę! - Postać zwolniła i gestem ręki wskazała wielką, zniszczoną ścianę. Ledwo mogąc wykonać jakikolwiek ruch, zmęczony podążyłam do stojącej już spokojnie postaci. Kotka była ubrana w piękną, długą suknię wieczorową która błyszczała niczym miliardy gwiazd na niebie. Jej strój pięknie się prezentował, lecz twarz szpeciła wielka blizna rozproszona na całej prawej stronie głowy. Nie czułem obrzydzenia, ale pożądania również nie. Złociste futro było perfekcyjnie wyczesane na drugiej stronie. Kotka spoglądała na mnie ze szczerym uśmiechem na twarzy. 
-Co tu robisz przybyszu?- zapytała nie odrywając ode mnie hipnotyzującego spojrzenia. 
-Też się zastanawiam.- podrapałem się po głowie, próbując sobie cokolwiek przypomnieć. 
-Tetsu... Nie musisz się wstydzić.- odparła podchodząc do mnie i ocierając swoim bokiem o mój. 
- Jeśli powiesz czego pragniesz, dam Ci to.- zachichotała pod nosem pozostając blisko mnie. 
-Nie wierz w to co widzisz...- usłyszałem rozchodzący się głos po mojej głowie. 
-Nie ufam Ci, musisz dać mi dowód swojej mocy.- zawarczałem nieuprzejmie w jej stronę. Kotka wycofała się i kątem oka zauważyłem, jak na jej twarzy uformował się grymas niezadowolenia. 
-Przecież dasz mi wszystko czego zapragnę...- ciągnąłem temat. - Pragnę, abyś udowodniła mi to co oferujesz. 
-Dobrze więc... Udowodnię Ci moją moc oraz dam co to czego najbardziej pragnie twój umysł, jeśli zagrasz ze mną w grę trzech śmierci. Lecz ostrzegam Cię, że jeśli Ci się nie powiedzie. Zostaniesz tu ze mną na zawsze i już nigdy nie odzyskasz pamięci. -Kotka odsunęła się ode mnie i chytrze się uśmiechnęła. 
-Na czym polega ta gra?- zapytałem pewnie, jednocześnie przyjmując wyzwanie. 
-Musisz podać mi trzy możliwe śmierci, które mogły Ci się przydarzyć. 
-Jak mogę to niby zrobić, niczego nie pamiętając?- prychnąłem rozdrażniony w jej stronę. 
-I tu jest haczyk.- odparła odwracając się do mnie plecami. - Masz tylko 6 owoców, które przywrócą malutki urywek twoich wspomnień. Na jedną śmierć radziłabym Ci użyć 2, ponieważ musisz mi podać kto mógłby to zrobić, jak i gdzie. 
-Czyli mogę się spodziewać, że nie raz życzono mi śmierci.- odparłem twardo. 
-Możliwe.- kotka nie utrzymywała ze mną kontaktu wzrokowego, co mogło znaczyć że albo kłamie, albo coś ukrywa. 
-Zacznijmy.- zdeterminowany odparłem. Kotka podsunęła mi pod nos czerwone ziarenka, a ja posłałem jej podejrzliwe spojrzenie. Już miałem wybrać jedno ziarenko, gdy poczułem tępy ból głowy rozdzierający mi skronie. Owoc granatu... Hades... Kotka spoglądała na mnie wyczekująco coraz bardziej się niecierpliwiąc, lecz nie zrobiłem tego na co liczyła. 
-Chciałaś podać mi owoc granatu, abym już nigdy nie opuścił swojej próby...- mimo narastającego bólu, mówiłem jak maszyna.
- Chciałaś poznać czy trzy śmierci? Dobrze.- Kotka spoglądała na mnie przerażona. 
- Pierwsza byłaby moja matka, która się mnie bała. W domku dziadków. Chciała mnie wrzucić do zamarzniętej rzeki, gdy ćwiczyłem.- zatrzymałem się na chwilkę, po czym znów kontynuowałem.
- Drugi był treser kotów z wioski. Tak jak wszyscy bał się mojej rosnącej siły i wiele razy przechodząc obok chatki dziadków zastanawiał się, czy nie byłby w stanie wbić mi ostrza prosto w pierś. 
-Zgadza się.- odparła skanując moje napięte ciało swoim lekko przerażonym spojrzeniem.
- Co z trzecim? 
-Trzecią.- odparłem poprawiając ją. - Jesteś ty. Chciałaś mi dać owoc, aby moje ciało umarło bez duszy, a ja zostałbym tu uwięziony na zawsze z tobą. 
-To nie śmierć. 
-Właśnie, że tak! Moje ciało by umarło przy kamieniach Odłamów, a dusza pozbawiona ciała zaczęłaby się rozsypywać z biegiem czasu. Byłoby to długotrwałe efekty.- spojrzałem na nią wściekle.
-Wygrałem, więc zostań moją strażniczą i naucz mnie kontroli nad snami, tak jak obiecałaś. 
-Jeszcze się spotkamy.- wyszeptała zawiedziona uśmiechając się i popychając mnie w odmęty ciemności. 

~~~

 -Hej stary, jak nie wstaniesz to będzie klapa...- usłyszałem zmęczony głos Victoriousa. 
-Chyba jednak dobrze, że mnie budzisz.- uśmiechnąłem się wciąż nie otwierając oczu. 
-Gratuluję Tetsu.- zaśmiał się szczerze.
- Udało Ci się trochę przed czasem. 
-Chwała ci za to aloesowi!- podnosząc się, zachichotałem. 
-Amen!- zawołał śmiejąc się.- Jeśli chcesz wiedzieć. Znak odłamu snu masz wypalony na prawym uchu. 
-Hmmm... Chyba nawet wiem skąd akurat tam..- zaśmiałem się. 
-Kiedyś może mi opowiesz, a teraz zwiewaj.- Victorious wystawił mi język jak młody kociak, a ja opuściłem jaskinię... UDAŁO MI SIĘ! 

(Adeline, Okruszku... CHWAŁA ALOESOWI XDDD)

Etykiety: